sobota, 10 października 2015

'The Shadowhunters' first trailer reaction!

Hej! Słowem wstępu, jest mi strasznie zimno... Siedzę przy biurku opatulona kocem, właśnie wypiłam drugą herbatę i stwierdzam, że nawet dzisiaj w godzinach około południowych gdy byłam na zewnątrz nie było mi tak zimno jak teraz! Planuję jeszcze wejść pod kołdrę ale boję się, że moja godzina produktywności się skończy. Nie oszukujmy się, pod kołdrą po prostu nie da się robić nic innego jak czytać książki czy oglądać seriale :) W każdym razie...

Chciałam się dzisiaj podzielić z wami moją reakcją na świeżutkie, opublikowane niespełna kilka godzin temu trailery  do serialu na podstawie książek Cassandry Clare, serii Miasta Kości.
'The Shadowhunters' jest dziełem telewizji ABC Familly  i jego premiera jest zaplanowana na styczeń 2016, czyli najwyższa pora na trailer! 
Jak wiecie wypuszczono dwa, well... jedno jakby takie intro (...), wydaje mi się, że to będzie intro do serialu i drugi, prawdziwy już trailer.  Jak pierwszego się spodziewałam tak drugi kompletnie mnie zaskoczył.
Na serialu, producentach, aktorach ciąży ogromna presja. Wiecie, że film się nie udał i to już jest drugie podejście do adaptacji książek i jeśli się nie powiedzie, (znowu!) to wszyscy fani świata się zbiorą i publicznie ukamienują wszystkich, którzy byli za to odpowiedzialni.
Fanów dużo i presja ogromna!



Pierwszy trailer/intro został opublikowany już wczoraj na oficjalnym snapchatcie serialu, choć ja obejrzałam go dopiero na youtubie. I co mogę powiedzieć? Podobał mi się, bardzo dynamiczny, muzyka nawet, nawet, fajne przejścia między scenami, a w tle głos Clary wprowadza nas do świata Nocnych Łowców. I tyle, żadnych scen z serialu, tylko ładne ujęcia na głównych bohaterów. Przyznam, że ten trailer/intro spełnił swoją rolę i pozostawił mnie w wielkim podekscytowaniu!! 
Do momentu gdy następnego dnia nie obejrzałam już właściwej zapowiedzi...


Z drugim trailerem dostajemy wgląd na pierwsze sceny serialu. Wreszcie mogę zobaczyć Kat w akcji, bo szczerze mówiąc nie widziałam jej w żadnym innym filmie (więzień labiryntu się nie liczy) Rozwiało moje wszelkie wątpliwości co do jej włosów, wniosek: ruszają się, nie są sztuczne :D A co do jej rzeczywistych umiejętności aktorskich to może nie będę się jeszcze teraz wypowiadać... 
Trailer zaczyna się od małego wprowadzenia i poznania Clary, mamy ujęcia z jej dzieciństwa, widzimy Magnusa, coś jej czaruję przed głową... Potem Widzimy Clary już dorosłą, w Pandemonium i mamy pierwszy zgrzyt. Fabuła już się nie zgadza, bo w książce nie było nic o tym, żeby to Clary  zabiła tego demona, a już na pewno nie dzieli się swoją nową 'przygodą' z mamą, która to właśnie ją wprowadza w świat Nocnych Łowców. No i co to za znikanie? czy ktoś mi może wytłumaczyć czemu Clary znika w błyszczącym obłoku? Czy to był portal? czy jakie jeszcze inne wymyślne czary? Potem następuję kilka dziwnych ujęć i widzimy Jaca! i już byłam w domu! W tym momencie twarz mi się rozświetliła, bo wreszcie zaczęło mi się podobać! Pierwsze co pada z ust naszego ulubionego bohatera to cięta riposta, więc odetchnęłam z ulgą, że o tym nie zapomnieli tworząc serial.
Kilka słów wprowadzenia do zawodu Nocnego Łowcy, a później mnóstwo randomowych scen, których nijak nie da się umieścić w książce i które w sumie wyrwane z kontekstu nic w trailerze nie znaczyły.

I minuta trzydzieści za nami. Jak pierwszy raz obejrzałam ten trailer to szybko włączyłam go po raz kolejny. Pierwsze wrażenie nie było najlepsze. Gra aktorska Kat mnie nie powaliła, Jocelyn też nie najlepsza, ale czy tak naprawdę mogę je oceniać po 20 sekundach scen?! Za to Magnus i Jace bardzo dobrzy, na razie nic im nie mogę zarzucić:)
Jeśli miałabym ocenić serial tylko i wyłącznie po tej 1:30 to nie była by to wysoka ocena. Ot taki przeciętny serial. Trochę śmierdzi niskim budżetem... co za tym idzie słabym wykonaniem.

Piszę ten post już dosyć długo (z przerwami) i w tym czasie trailer zdążyłam obejrzeć już z 20 razy i powoli wszystkie niedociągnięcia które widziałam, za pierwszym razem zaczynają zanikać... Podobnie miałam z filmem, tak bardzo chciałam żeby mi się spodobał, że po trzecim obejrzeniu połowa moich zastrzeżeń zniknęła. Nie wiem czy to dobrze czy to źle. 
W każdym razie nie wolno mi i wam oceniać całego serialu po tak krótkiej zapowiedzi, która tak naprawdę za wiele nam nie powiedziała, wątpię, żeby ktoś, kto nie przeczytał książek, po jej obejrzeniu wiedział o czym ten serial będzie... Poczekajmy jeszcze na następne trailery, może tylko ten był tak beznadziejnie zrobiony, bo tak, podsumowując już, powiem niestety, że ta zapowiedź mi się nie spodobała i nie wiem czy jakbym nie była fanką książek to czy bym chciała ten serial oglądać.
Nie zraźcie się proszę tym trailerem i moimi narzekaniami, bo mimo wszystkiego, jeszcze bardziej niż zwykle nie mogę się doczekać stycznia! Ekscytacja rośnie z każdym dniem!

Piszcie co wy myślicie o trailerze!!!


p.s następnym razem muszę nagrać pierwsze wrażenie z traileru, za każdym razem zapominam. Teraz i tak nie miałabym czym, gdyż mój aparat został w domu... Hold tight! postaram się jak najszybciej nagrać i zmontować jakiś filmik, bo wiem, że już długo mnie nie było, ale ostatnio kompletnie nie miałam czasu! Uwierzcie! Przełom wrzesień, październik zawsze jest najgorszy... :)

poniedziałek, 14 września 2015

Seen on Tumblr: Autumn Inspirations!

Pytacie się co zrobić gdy chcielibyście już jesień, a za oknem jeszcze zielono, no chyba, że sierpniowe upalne słońce wypaliło wam całą trawę w ogródku, to nie zielono, ale nadal nie prawdziwie brązowo... Więc co zrobić jeśli tęsknicie za czerwonymi, żółtymi, brązowymi kolorami liści szeleszczących pod stopami, herbatą pitą pod kocykiem, kominkiem i wszystkim co wygląda, pachnie i smakuje jak dynia?! Zajrzyjcie na tumblra, a przeniesiecie się do magicznego świata jesiennych inspiracji. 
Poniżej przesyłam wam trzy linki do moich ulubionych blogów tumblerowych,  które publikują tylko i wyłącznie zdjęcia ze wszystkim co z jesienią się kojarzy! Prawdziwa 'magia pegaza'! (

klikajcie na obrazki




piątek, 11 września 2015

Fangirl by Rainbow Rowell | #BOOKTALK 005


Jeśli zawędrowaliście na mojego bloga i czytacie ten wpis to może oznaczać tylko to, że jesteście największymi Fangirlkami na świecie! Na pewno nie jedna, jeden z was ma cos co uwielbia całym sercem. Czy to film, czy serial, książki, aktorka, aktor.  I nie byłby w stanie się obejść bez codziennej dozy swojego fandomu. Czy to nie wspaniałe, że w XXI wieku mamy internet, który tak ułatwia nam wspólne cieszenie się tym wszystkim . Tumblr to mekka wszystkich prawdziwych Fangirl , ale co było przed nim? Nie wiem od kiedy istnieje, ale ja jestem jego stałą bywalczynią od dopiero kilku lat wcześniej był chyba Myspace, nie wiem, ja i tak się nie umiałam po nim poruszać… :/ Myspace no i blogi! Jednym z objawów prawdziwej Fangirl jest posiadanie bloga i pisanie fanfiction, czyli historii w której nasi książkowi i filmowi ulubieńcy odgrywają główne rolę w całkiem nowym świecie wymyślonym przez autorki i autorów. Pamiętam jak ja gdy odkryłam magię blogów i fanfiction zatraciłam się w nich na bardzo długo, tyle tego było! Byłam w gimnazjum gdy swoją świetność przeżywały blogi z opowiadaniami z Draco i Hermioną w roli głównej, hyyy… to był dopiero romans! Tak mi się to wszystko spodobało, że nawet raz zaczęłam coś sama pisać, gdzieś to tam w internecie jeszcze jest , niezbyt dobre ale łezka w oku mi się kręci jak myślami powracam do starych dobrych czasów gdy zamierzałam zostać pisarką haha :D


Zaczęłam takim wstępem gdyż główną bohaterką Fangirl jest Cath, największa fangirl pod słońcem i autorka najpopularniejszego fanfiction z Simonem Snowem w roli głównej!
Cath poznajemy w momencie gdy wraz ze swoją siostrą bliźniaczką rozstają się z rodzinnym domem i wyjeżdżają na studia. Cath i Wren dotychczas wszystko robiły razem, wszystkim się dzieliły również i miłością do Simona, lecz wraz z tym milowym krokiem w ich życiu wszystko się zmienia. Wren dorasta, chce nowego startu, robi sobie nową fryzurę, poznaje chłopaka i co Cath chyba najbardziej nie może jej wybaczyć to to, że zapomina o Simonie Snowie, i dla Cath jest to tak jakby zapomniała o niej, o ich przeszłości.
Cath jest całkowitym przeciwieństwem jej siostry. Wyjeżdżając na studia chyba jeszcze bardziej zamyka się w sobie. Nieśmiała i mało odważna Cath najchętniej całe życie spędziłaby w swoim pokoju w akademiku i wychodziła tylko gdy to jest naprawdę niezbędne. Na początku jednocześnie mnie irytuje i bawi swoim zachowaniem. Jest tak wielką ciapą, że nawet boi się wyjść poszukać stołówki i nawet zapytać się gdzie ta stołówka się znajduje, nie bójcie się, żyje,  ale tylko dzięki batonom musli, boję się pomyśleć co by było dalej, gdyby do niej i do Reagen, jej dziwnej i specyficznej współlokatorki nie dołączył Levi! Levi należy do tych chłopaków, którym usta się nigdy nie zamykają i mają mnóstwo szalonych pomysłów na minutę ale także swoje zdanie.  Jest to materiał na najlepszego przyjaciela pod słońcem no i od razu się w nim zakochujemy! Cath też, ale troszkę wolniej.


Cała książka jest o pierwszych razach, pierwszym wyjeździe, pierwszym samodzielnym życiu na studiach, pierwszym chłopaku…

Poznając  Cath mamy znowu nieśmiałą, zamkniętą w sobie bohaterkę, z którą tak wiele z nas może się utożsamić. Razem z nią przeżyjemy pierwsze mocniejsze uderzenia serca i zobaczymy jak powoli dorasta i wychodzi ze swojej szczelnej bańki  jednocześnie dalej pozostając sobą. Nie zapomina o swojej pierwszej miłości do fikcyjnego bohatera Simona Snowa i dalej kontynuuje tworzenie jego historii.  I tu uwaga, hint hint, Simon Snow to taki nasz Harry Potter, od pierwszego zdania książki krzyczymy, o tak to on! I od razu kwitnie nam wielki uśmiech na twarzy i dzieciństwo (dla mnie miłośc dalej trwa) przebiega nam przed oczami, a jak jeszcze tak jak ja mieliście epizod z pisaniem czy czytaniem fanficów to już w ogóle!




Rainbow Rowell napisała kilka popularnych książek. Na pewno kojarzycie ją z Eleonory i Parka, która za zagranicznych stronach zebrała bardzo wiele pochwał od czytelników i chyba nawet stoi wysoko ponad innymi książkami autorki, to tak u nas spotykam się z wieloma negatywnymi zdaniami na jej temat wśród czytelnikow. Jedni mowią, że jest przesłodzona, drudzy po prostu mówia meeh…. I szczeze mówiąc mi też nie przypadła do gustu, to znaczy podobała mi się ale nie aż tak bardzo. Fangirl dla mnie górą i teraz tylko czekam, aż pozostałe twórczości autorki zostaną wydane, no i nie wiem czy słyszeliście, ale Rainbow Rowell jest teraz w trakcie tworzenia książki o samym Simonie Snowie! Czy to nie cudownie! Prawdziwa gratka dla czytelników! Ja już nie mogę się doczekać!!




Książkę an Goodreads oceniłam na 4/5 gwiazdek.

Tu klikajcie jeśli chcecie wstawić Fangirl na swoją półkę na Goodreads!





+ zobaczcie video z moim booktalkiem jakie wstawiłam na YouTube! :))

piątek, 4 września 2015

Do wszystkich chłopców, których kochałam by Jenny Han | #BOOKTALK 004


Witam ponownie! Dawno nie bylo recenzji / booktalku, tak naprawdę  dotychczas to w całym życiu bloga opublikowałam tylko trzy.  Jak teraz przeglądam te posty to wydaje mi się,  że są trochę za długie,  komu to się chce wszystko czytać? Ja sama zawsze preferowałam zdjęcia i lubię jak post jest bardzo graficzny, a tekstu jest w sam raz, no cóż, muszę się poprawić...
Chociaż z jednej strony zawsze się martwię, zaczynając pisać dany post, że nie będę miała nic ciekawego do powiedzenia, zwykły opis książki możecie bez problemu znaleźć w internecie, ale jak już się rozpiszę, to zawsze wychodzą mi 3, 4 strony w wordzie... I tak jak mówiłam, to trochę za dużo, hah, zawsze miałam trudności ze zmieszczeniem się w przepisowej ilości słów, i tu mówię o maturze, szczególnie o podstawie z angielskiego. Jak wiecie na końcu trzeba napisać dłuższą wypowiedź, jakiś list albo coś w tym stylu, i piszę, piszę, ładnie wszystko jest a potem jak liczę słowa, to nagle o 50 za dużo, i muszę skreślać, aż zostają same suche zdania, które trzeba było uwzględnić i tyle... haha, #truestory. :D


Ale wracajmy do głównego powodu, dla którego otworzyłam nowy plik worda, a mianowicie, jak po tytule już wiecie, będę pisać o książce, którą przeczytałam już dosyć dawno.
Zapomniałam o niej na chwilę i dopiero jakieś dwa dni temu znów wróciła do mojej głowy.

Do wszystkich chłopców, których kochałam autorstwa Jenny Han, jest moją nową miłością!

Główną bohaterką powieści Jenny Han jest Lara Jean Song. Lara mieszka ze swoimi dwiema siostrami i ojcem, uwielbia z nimi spędzać czas, czasami do ich grona dołącza jeszcze chłopak najstarszej siostry – Josh, ale to już wszyscy i w sumie tak by mogło zostać. Wszystko zaczyna się walić gdy Margot wyjeżdża na studia do Europy i burzy tym samym poukładane życie rodzinne, teraz Lara musi przejąć jej obowiązki i stać się głową rodziny, mogłoby się wydawać to zajęcie nie trudne ale Lara nie jest najbardziej odważną dziewczyną, jest strasznie nieśmiała i zamknięta,  nie doświadczyła również jeszcze zbyt wiele w życiu, chociaż jak zapewne każdy z nas, była kilka razy zakochana, była kilka razy zauroczona no i na pewno raz pocałowała chłopaka, lecz z żadnym chłopakiem nie była w związku. Nie miała szczęścia, albo odwagi, albo po prostu nie byli oni dostępni. W każdym razie, i uwaga tu zaczyna się nasza prawdziwa historia w tej książce, Lara by uporać się ze swoimi uczuciami, by zamknąć pewien etap, by zapomnieć, piszę do każdego chłopaka list. Ale nie jest to zwykły miłosny list. Jest to list w którym, prawda, wyznaje mu miłość, ale także wyrzuca wszystkie jego wady, pisze wszystko co jej leży na sercu. Pisze, wkłada list do koperty, zakleja ją, adresuje i…. chowa do pudełka na samym dnie szafy. Nigdy żadnego listu nie wysyła i nie ma najmniejszego zamiaru kiedykolwiek to zrobić. Jednak.... pewnego razu… te listy zostają wysłane… i teraz Lara musi sobie poradzić ze wszystkimi konsekwencjami  jakie przyniesie jej to niewyjaśnione wydarzenie…..
I tyle możemy się dowiedzieć z książkowego opisu, teraz zaczyna się prawdziwa akcja książki.


Szczerze mówiąc do książki byłam bardzo sceptycznie nastawiona i kupiłam ją głównie dlatego, że była promocja, w innym razie pewnie nigdy bym po nią nie sięgnęła… no i ta odstraszająca okładka… z przypadkową dziewczyna z jakiegoś taniego zbioru zdjęć z internetu, rozwaloną na łóżku, piszącą w seksownej pozycji list… no proszę, dlaczego, ja się  pytam dlaczego, wydawnictwa zgadzają się na takie rzeczy?!?! Może mi to ktoś wytłumaczyć, ja zgaduję, że w grę wchodzą pieniądze, ale przecież na rynku jest tyle utalentowanych ludzi, którzy zrobili by o niebo lepszą grafikę za darmo nawet, ja bym już lepsze rzeczy im wymyśliła, skoro z oryginalnej okładki już zrezygnowali …. No ale coż… Koniec narzekania J Mówiłam, że byłam sceptycznie nastawiona, tak, podobną historię miałam  z Anną i pocałunkiem w Paryżu. Pomimo bardzo dobrych recenzji obydwóch książek na zagranicznym booktubie to i tak wydawało mi  się, że książki nie są dla mnie, że nie opłaca mi się ich kupować, że będą to kolejne bezmózgie romansidła dla nastolatek z głupiutkimi licealistkami w roli głównej, ale…. Hyyy…. Jak się myliłam! Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się sięgnąć po tą książkę bo okazała się być cudowna! Zakochałam się! Może na wstępie powiem jeszcze, że no nie jest to najmądrzejsza książka na świecie, znajdziecie dużo lepsze lektury, ale trzeba na nią spojrzeć jako na książkę w swojej kategorii, w kategorii young adult, i jeśli tak zrobicie, to właśnie się okaże, że „Do wszystkich chłopców…” jest na samej górze.


Do wszystkich chłopców, których kochałam jest książką lekką, sympatyczną, mało skomplikowaną.  Język jakim jest napisana jest prosty, ale nie za prosty,   bardzo dobrze się czyta. Jest dużo dialogów, wiele zabawnych momentów i to wszystko sprawia, że nie chcemy odłożyć książki, że mamy ją ochotę przeczytać całą, za jednym razem, i to w sumie przecież jest dobra cecha, ja mogę chyba wymienić na palcach jednej ręki wszystkie książki, których nie jestem w stanie przestać czytać, bo zazwyczaj nawet jak jakaś książka strasznie mi się podoba to czasami mam jej dość i mam ochotę zrobić sobie przerwę.

Na początku książki przyznam, że Lara mnie  trochę irytowała. Przeszkadzało mi to jej strasznie nieporadztwo, rozumiem, można być zamkniętym w sobie i bać się wielu rzeczy, ja sama nie jestem najodważniejszą osobą, no ale żeby zapomnieć i bać się dojechać do centrum handlowego czy szkoły swojej młodszej siostry to już lekka przesada. Więc na początku jest irytująco, później jednakże to wrażenie znika i Lara zaczyna się poprawiać, co jedną stronę książki robi krok naprzód, rozwija się i daję się coraz bardziej lubić, tak że na końcu to mamy jej ochotę tylko przybić piątkę i pogratulować.:)
 


Dużą rolę w tej książce odgrywają chłopcy, bo te listy, pamiętacie. W sumie to było chyba pięć listów, i wydawało mi się, że chłopców też się więcej przewinie, ale autorka skupiła się tylko na dwójce. Więc mamy trójkąt miłosny, ale nie bójcie się nie jest on taki ‘in your face’. Wszystko się bardzo ładnie i składnie układa w tej książce. Autorka nie robi nagle z Lary największej flirciary w szkole, dalej systematycznie pokazuje nam nieśmiałą dziewczynę z zerowym doświadczeniem jeśli chodzi o te sprawy i możemy ładnie, po kolei razem z nią odkrywać pierwsze razy. Co według mnie było wielkim plusem.

Ogólnie fabuła książki mnie zaskoczyła, zakończenie też mnie zaskoczyło, co się dziwię teraz, bo książka nie była przecież aż tak skomplikowana, a jednak.  Teraz nie mogę się doczekać następnej części, która już w Ameryce wyszła, a w Polsce ani widu ani słychu, jeszcze trochę poczekam a potem się zdenerwuję i kupię oryginalną wersję.

Książkę Do wszystkich chłopców których kochałam polecam całym sercem. Czytając ją się odprężycie i zapomnicie o bożym świecie i będziecie chcieli tylko więcej. No i zapewniam was, że po skończeniu książki zaczniecie piec. Nie pytajcie mnie dlaczego, to magia tej książki.

Książkę oceniłam na 4/5 gwiazdek na Goodreads:




A teraz bonusy i dodatki do sprawdzenia:

1)  Moje video z recenzją na youtubie, bo wiecie, prowadzę również kanał na youtubie:)



2 ) Mini trailer książki pewnej bardzo utalentowanej dziewczyny, którą znalazłam na YT.


3) Jak zawsze podsyłam wam 'soundtracki' przy których się fajnie czyta lub dobrze wprowadza was w nastrój książki:





4) Obrazki i zdjęcia zamieszczone w tym wpisie nie są mojego autorstwa, wszystko znalazłam na Tumblrze i jeśli chcecie jeszcze bardziej poczuć klimat książki to zapraszam właśnie tam. Wpisując hasło to all the boys I've loved before znajdziecie mnóstwo pięknych zdjęć, gifów, cytatów które fani umieszczają na swoich blogach, a które niesamowicie cieszą oko. :)

Na razie nic już mi więcej nie przychodzi do głowy,a  wydaje mi się, że miałam coś jeszcze, ale jak mi się przypomni to dopisze :)
Teraz się, żegnam, dzięki za wizytę i do zobaczenia w następnym wpisie:)

środa, 12 sierpnia 2015

Paper towns - movietalk, czyli co nieco o filmie.


Jest mi strasznie gorąco, a nagrzany laptop na kolanach nie pomaga. Wczoraj byłam w kinie na Papierowych miastach i to właśnie chęć napisania wam kilku słów na temat tego filmu motywuje mnie by zostawić laptop na kolanach trochę dłużej.


Słucham tez w tym momencie soundtracku z filmu, jak ja to mam w zwyczaju robić by choć trochę przedłużyć dobre momenty filmu. Choć wyrywkowo wcześniej słuchałam piosenek z tej płyty to raczej nie przypadły mi do gustu, nie było żadnej wyróżniającej się. Teraz jest inaczej, może soundtrack dalej się specjalnie nie wyróżnia ( w przeciwieństwie do muzyki z Gwiazd naszych wina) , ale układa się ładnie w całość, a pewnie to za sprawą tego, że obejrzałam film, i teraz do każdej piosenki i utworu mogę przypasować obraz.

Soundtrack 4/5. 


Przeczytałam wszystkie książki Johna Greena, mówiąc wszystkie mam na myśli 4, nie liczę teraz tych książek pisanych we współpracy z innymi autorami. Papierowe miasta przeczytałam już dosyć dawno i oglądając film nie bardzo mogłam sobie przypomnieć poszczególnych scen, ale nie przeszkodziło mi to by zauważyć, że jednak trochę pozmieniali pewne aspekty, choć nie na tyle by się minąć z założeniami książki i końcowym przesłaniem. ( nie to co np. żebym nie wskazywała palcem, Miasto kości!!!... :/// )

Książka Papierowe miasta nie należy do moich ulubionych. Jeśli miałabym zestawić te cztery książki Greena to by to wyglądało w następujący sposób: Najpierw "19 razy Katherine" później "Gwiazd naszych wina", zaraz za nią, a może nawet razem z nią właśnie "Papierowe miasta" i dopiero później "Szukając Alaski". John Green ma w naturze umieszczać w swoich książkach lekko samolubne bohaterki, nie wiem, ja tak je odbieram i przez to nie pałam do żadnej wielką miłością.

W każdym razie film. Podobał mi się, nawet bardzo. 
Takie 3.75 / 5.

Po pierwszych kilu minutach filmu odwróciłam się do koleżanki i powiedziałam: "Wreszcie, pierwszy film w którym aktorzy rzeczywiście odpowiadają swoim wiekiem i wyglądem postaciom które grają, rzeczywiście wyglądają na licealistów." Z tym wiekiem to trochę się pomyliłam , bo najstarsza jest chyba Cara która ma 22 lata, ale sami mi przyznacie, wszyscy wyglądają bardzo młodo, wreszcie!

Jeśli chodzi o dobór aktorów, to wg mnie bardzo dobry. Na początku byłam trochę sceptyczna jeśli chodzi o Carę, ale okazała się być idealna Margo! Q grany przez Nata Wolffa - super. Dzięki Benowi nie mogłam się przestać śmiać, i żałowałam tylko, że nie rozwinęli bardziej roli Radara.
Jeśli chodzi o adaptacje książki na film, to tak jak mówiłam, było trochę zmian.... ale ogólny sens filmu i przesłanie zostało zachowane i dla mnie, osoby która przeczytała książkę z rok i więcej wcześniej te zmiany były prawie nie zauważalne.

Film może i głowy nie urywa, może i nie był lepszy od Gwiazd naszych wina, może nie będą aż tak dużo o nim mówić i się nim zachwycać, ale warto go obejrzeć, nawet jak się nie czytało książek i jak na pytanie John Green odpowiadacie- kto? Warto. Polecam!


!!! UWAGA, w dwóch akapitach poniżej możecie znaleźć SPOJLERY !!!

Miałam trochę taki niedosyt, zbyt mało skupili  się  na dwóch najważniejszych i najbardziej zabawnych częściach książki, a mówię tu o części gdzie Margo i Q są na nocnej misji płatając żarty i wymierzając kary ludziom którzy zadarli z Margo. Ta część mogła być dłuższa, no i wycieczka samochodowa, ledwo liźnięta, a była moją ulubioną w książce, chociaż nie neguję jej tak bardzo, najważniejsze sceny były zawarte.

Film od książki różnił się najbardziej tym, że nie zawarli wątku, gdzie główni bohaterowie po zniknięciu Margo podejrzewali ją o chęć samobójstwa, głównie za sprawa wpisu na stronie wikipedii Radara, i to dlatego tak naprawdę pojechali do Agloe jej szukać (i znowu w dniu rozdania dyplomów nie przed balem) i dlatego się tak okropnie spieszyli no i w filmie dodali Angele do gangu samochodowego, a w książce jej nie było. Gdy docierają już na miejsce, spotkanie z Margo nie wydaje się być najlepsze, jest zdziwiona ich pojawieniem się, następuje ostra wymiana zdań, ale w końcu tłumaczy Quentinowi prawdziwy powód swojej ucieczki.



Q od zawsze był zakochany w Margo, w idealnym wyobrażeniu o nieustraszonej dziewczynie, która przecież raz nawet kilka tygodni w swoim życiu spędziła w cyrku i z rockowa kapelą itd. Margo jest piękna, idealna, wspaniała, ale to tylko fantazje które ona sama budowała przez wiele lat. Uciekła z domu za poszukiwaniem prawdziwej siebie, za smakowaniem życia. Q który naprawdę zyskał w tych ostatnich tygodniach roku szkolnego, rozwiązując wielką zagadką, przeżywając podróż, na którą za nic w życiu by się normalnie nie wybrał, ba nawet by o niej nie pomyślał. Wyszedł na chwilę ze swoich zamkniętych czterech ścian, zasmakował życia wielkiej Margo Roth Spiegelman, spodobało mu się , ale to nie był on, nie był tak naprawdę sobą i dlatego powrócił do swoich marzeń o studiach i ustatkowanym życiu po nich.

 Tak naprawdę nie trzeba robić nic wielkiego żeby by twoje życie było wielkie, trzeba umieć odnaleźć szczęście w tym co się naprawdę kocha, może być to dom, przyjaciele, albo wyprawa na koniec świata. 

Rzeczy, które szczególnie spodobały mi się podczas oglądania filmu:
!!!UWAGA, SPOJLERY poniżej!!!

1) Piosenka Pokemon, którą Q i chłopcy śpiewają by mniej się bać przechodząc prze 'trollową nore' :D bezcenne

2) Cameo Ansela Elgorta, którego się kompletnie nie spodziewałam, więc musielibyście widzieć moje zaskoczenie. Scena z nim znowu, bezcenna!

3) Cameo samego Johna Greena, o którym tym razem wiedziałam, ale zostałam  uświadomiona o nim dopiero oglądając dyskusje na temat filmu na YT. Wystąpił podobno jako głos w słuchawce, gdy Margot z Q robili prank call.

i teraz kilka dodatkowych rzeczy:

1) soundtrack > którego teraz słucham non stop, tak więc do pożygu, czyli do momentu aż nie będę mogła znieść słuchania po raz tysięczny tej samej piosenki


3) No i podobno idą za ciosem i ' Szukając Alaski'  niebawem się urzeczywistni. Już nie wspominając, ze chyba prawa do sfilmowania "W śnieżną noc" też zostały sprzedane.


A czy wy oglądaliście już film, czytaliście książkę? Co myślicie? Jakie sa wasze ulubione momenty?

Pozdrawiam, Ola.

(credits)
Wszystkie zamieszczone powyżej zdjęcia, obrazki, gify znalazłam w odmętach tumblra.
Gify tutaj > http://papertownsmovie.com/
Grafika z cytatem jest twórczosci Risy Rodil  > http://risarodil.tumblr.com/

środa, 5 sierpnia 2015

The easiest chocolate cookie recipe ever! - Najprostszy przepis na czekoladowe ciastka ever!


Odkąd nauczyłam się robić te ciastka, to nie mam ochoty na nic więcej. Są to najszybsze i najprostsze a zarazem najsmaczniejsze ciastka pod słońcem! Opinia gwarantowana przez wszystkich moich znajomych i rodzinę! 
Niestety nie są one najzdrowsze ani też najtańsze, gdyż do zrobienia ich potrzebujemy np całej kostki masła i przynajmniej z dwóch czekolad, ale wg mnie raz za czas można sobie (można też innym.. :D ) troszkę pofolgować...


Przepis odkryłam dzięki Tanyi Burr , na jej blogu znajdziecie oryginał. A ja tutaj podaje go dalej, dla osób, które w tamten zakątek internetu jeszcze nie dotarły.














Do zrobienia 10 wielkich ciastek lub 18/20 mniejszych będziecie potrzebować:


- 200 g masła
- 300 g drobnego cukru
- 1 duże jajko
- 275 g mąki ( teraz tak: w oryginalnym przepisie jest 'self raising flour' czyli tak jakby samo rosnącej mąki, u nas w Polsce nie ma takich wynalazków, wiec będziemy potrzebować około 1 łyżeczki proszku do pieczenia i 1 łyżeczki sody oczyszczonej, nie znam dokładnych proporcji, ale ja daje tyle i wszystko ładnie działa) :)
- 75 g kakao
- troszeczkę mleka
- ... i czekoladę lub dwie wg waszego uznania. (p.s ostatnio zrobiłam eksperyment i dodałam pokrojone kawałeczki batoników a'la snickers i wyszło obłędnie :D )


Nagrzewamy piekarnik do 200 stopni C (góra dół) 


Miksujemy razem na gładką masę miękkie (w temp. pokojowej) masło i cukier. 
(napisałam wcześniej, że będziecie potrzebować drobnego cukru, no cóż, taki jest najlepszy, ale ciastka nie stracą na smaku jeśli użyjecie normalnego). Wbijamy jedno jajko i miksujemy razem aż się wszystko ładnie zmiesza.

Teraz przychodzi czas na pracę, ręczną. Wsypujemy do miski pozostałe suche składniki (mąkę i kakao) i mieszamy wszystko za pomocą szpatułki przez dobre kilka minut, aż wyrobi nam się ładna, gładka masa. (mleko dodajemy w razie gdyby ciasto wyszło nam trochę za suche)
Czekoladę łamiemy na kostki i mieszamy razem z ciastem.

Brytfanki wykładamy papierem do pieczenia i układamy na nich uformowane z ciasta kulki w dość dużych odstępach.














Gdy piekarnik będzie już nagrzany wkładamy nasze ciastka do środka i nastawiamy minutnik na 11 minut. Jest to sprawdzony i optymalny czas pieczenia, choć gdy po tym czasie sięgniecie po ciastka i wydadzą się wam one jeszcze nie gotowe to nie ważcie się ich zostawiać nawet na minutę dłużej! Wyciągnijcie je i pozostawcie do ostudzenia na około 15/20 min, nie bójcie się, ciastka same dojdą i będą idealne!

I voila! Ciastka gotowe! Smacznego!

A na koniec mały klip z jednego z moich ulubionych serialii - How I Met Your Mother. Scena, która zawsze mi się przypomina, przy robieniu moich ciastek. :D:D

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

August TBR 2015


Witam wszystkich wszem i wobec! 
A więc, nastał już sierpień, ohh... nie lubię zbytnio sierpnia, bo to oznacza, że wakacje zbliżają się już nie ubłagalnie do końca, ale za to lubię czytać, więc pokaże wam dzisiaj moją To Be Read pile, czyli listę (jakoś nie lubię słowa 'stosik' :// ) książek, którą zamierzam przeczytać w następnym miesiącu.
Za jednym zamachem pokażę wam też moje nowe hobby, czyli zabawę na youtubie, a przez zabawę mam na myśli założenie kanału i tworzenie filmików różnej treści. Nie chcę ograniczać się tylko do jednego tematu, np książek, więc w przyszłości oczekujcie też rzeczy z zakresu beauty i lifestylu :) No, może więcej nie będę mówić, żeby nie zapeszać mojej dobrej passy dwóch wstawionych filmików i trzeciego w przygotowaniu, więc przejdźmy do obiecanego TBR'u na ten miesiąc :)

Shall we...





Tutaj jeszcze raz wam zestawię wszystkie książki o których wspominałam w filmiku (wszystko znajdziecie również w opisie), tak żeby łatwo moglibyście je sobie odnaleźć na goodreads i wstawić na półkę. :)